Jesteśmy
tutaj już trzeci dzień, a mogę już śmiało powiedzieć, że „czuję” teren. Od
całodniowych marszów bolą mnie stopy, plecy zaczynają o sobie przypominać, a i
dzisiejszy mroźny wiatr wraz z pogorszeniem się pogody, zapewne przyniesie
przeziębienie. Tak, bo ja czuję teren wyłącznie fizycznie. Mój organizm go
odczuwa, moja głowa – niestety nie.
Mój
dotychczasowy pobyt w Szydłowcu przypomina jeden wielki chaos, który nie tylko
nie rozjaśnił mi „bycia w prawdziwym terenie”, lecz wręcz przeciwnie – sprawił,
iż staje się ono coraz bardziej rozmyte.
Janusz Kapanusz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz