Szczerze przyznaję, że odnalazłem
się w roli bezczelnego młodzieńca, który puka do każdych drzwi, na każdej
klatce schodowej, w każdym bloku mieszkalnym, który spotyka na swej drodze. W
oczach wszystkich tych ludzi, którzy otwierali mi drzwi widać wciąż nieufność,
pomimo usilnych prób przełamywania jej przez uśmiech i życzliwy ton głosu.
Mimika sygnalizuje irytację. Przy każdej z tych krótkich rozmów zastanawiałem
się, ile jeszcze mogę ich przeprowadzić by nie stać się równie poirytowany jak
ludzie, których wyrywam z naturalnego biegu życia.
Mówiąc bardzo ogólnie brakuje
w tym logiki, według której ludzie funkcjonują. Widzę ten grymas
niezrozumienia już po zdaniu „Dzień dobry, jestem studentem etnologii…”. Ja
jako badacz jestem w odpowiednim miejscu, natomiast oni jako badani są
postawieni w sytuacji, której brakuje logiki. Czemu mieliby poświęcać
swój czas, którego jak zdążyłem się dowiedzieć znaczna większość nie ma, na
rozmowę, która według nich nic im nie przyniesie. Brakuje w tym logiki.
Ja mam 1, oni 0.
Gdzie nie ma zaufania pojawia się
logika. Skoro ktoś mnie nie zna, a co za tym idzie nie może przewidzieć mojego
zachowania, zaczyna bronić się przed układem, pozbawionym dla niego sensu. Nie
ma z tego żadnej korzyści, podczas gdy ja mam. Zmierzam do tego, by nadać temu
układowi obopólną korzyść, która mogłaby bardziej zaangażować rozmówcę.
Maksymilian
Gwinciński
fot. Jakub Kapanusch
fot. Agata Stasik
Niewiedza
Nie wiem, czym jest lokalność.
Nie wiem, czym są więzi lokalne.
Nie wiem, kim jest rozmówca.
Nie wiem w jaki sposób mówić.
Nie pamiętam, dlaczego chciałam zostać antropologiem.
Zgrzyt powstały w mojej głowie jest paraliżujący. Od
dwudziestu czterech godzin lawiruję razem ze współlokatorami między śmiechem a
łzami, jednocześnie zastanawiając się nad tym, co mogę zrobić, żeby być w
terenie a nie obok.
Pointy brak, ale zupa cebulowa była smaczna.